top of page
  • Zdjęcie autoraAnka Mazovshanka

Łzy Złotego Księżyca, rozdział 9 (18+)

Wydawało mu się, że wokół panuje grobowa cisza, choć przecież na pokładzie wciąż trwały naprawy, a członkowie załogi biegali z przydzielonymi zadaniami. Kapitan Alvaro siedział za biurkiem z głową podpartą dłońmi, pogrążony w myślach. Nawet nie zauważył, że Qasim, zapukawszy i nie doczekawszy się odpowiedzi, pozwolił sobie wejść i stał teraz sztywno wyprostowany przed swym dowódcą.

- Kapitanie... - zaczął, ale głos mu się załamał, więc odchrząknął i spróbował jeszcze raz. - Kapitanie Millefiori, jest mi niezmiernie przykro. Boleję nad twoją stratą tym bardziej, że nie zdążyłem na czas, by osłonić Tristana.

Mężczyzna wolno podniósł głowę i spojrzał na podwładnego, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z jego obecności.

- To nie twoja wina. To niczyja wina. Tristan wiedział, co robi. Czy działa Mekantisa zawiodły? Czy się zawahał? Nie był przecież żołnierzem. A jednak dzięki niemu nie zginęło więcej moich ludzi.

- Naprawdę mi przykro, sir. Nie znaleźliśmy jego ciała ani ciała tamtego Zathrai.

- Chciałbym mieć nadzieję... - Kapitan potarł skronie. Wyglądał, jakby w ciągu jednego dnia postarzał się o kilka lat. - To doprawdy dziwne. Tylko trzy ścigacze. Dwa zestrzelone, trzeci rozbił się o powierzchnię oceanu. W dodatku nigdzie nie dostrzegliśmy większej jednostki, a przecież Zathrai nie atakują, gdy w pobliżu nie ma ich pancernika.

- Ja także tego nie pojmuję, sir.

Mężczyzna westchnął ciężko, wstał, poprawił mundur i położył dłoń na ramieniu młodego pilota. Nie mógł sobie pozwolić na pogrążenie w żalu i bólu. Jeszcze nie.

- Dziękuję, Qasim. Przygotuj salwę honorową za poległych.

- Tak jest, sir! - Młodzieniec zasalutował i wyszedł.

Kapitan zacisnął pięści. "Dlaczego to musiałeś być ty, mój chłopcze? Jak mam to powiedzieć żonie i córkom?"



Pierwszą rzeczą, jaka do niego dotarła był ból. Wszechogarniający, obezwładniający ból. Z trudem uniósł powieki. Wokół panował półmrok i było mu bardzo zimno. Leżał na kamiennej posadzce, nie mając na sobie ubrania. Jego ciało częściowo okrywały bandaże, rany zostały opatrzone dość pobieżnie. A więc przeżył. Ale jak? W głowie miał mętlik, pamiętał tylko, że nie mógł się ruszyć, jakby całe jego ciało nagle zmieniło się w kamień. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś podobnego. Nie miał też pojęcia, gdzie się obecnie znajdował, ale miał przeczucie, że ktokolwiek go tu sprowadził, nie uczynił tego z dobroci serca. Przed sobą widział tylko szarą kamienną podłogę, takie same ściany, prosty drewniany stół i krzesło. Nie było tu okna, a drzwi musiały znajdować się za jego plecami.

- Ach, obudziłeś się już. - Dotarł do niego chropawy głos. Usłyszał kroki. Ktoś zbliżył się i przysiadł na piętach tuż obok. Nachylił się nad nim, a wtedy Tristan zobaczył twarz. Szczupłą, niemal ascetyczną, o ostrych rysach i orlim nosie, gładko ogoloną z wyjątkiem wąskiego paska biegnącego od dolnej wargi do podbródka. Mężczyzna nie był młody, wokół oczu można było dostrzec drobne zmarszczki, ale też daleko było mu do starości. Długie włosy mysiej barwy miał wygolone z jednej strony głowy, a płatek ucha przebity był zaostrzonym i rzeźbionym kawałkiem kości. Zathrai!

Mężczyzna przekrzywił głowę niczym sęp wpatrujący się w padlinę, a potem wyciągnął palec wskazujący i dźgnął nim w poplamiony krwią bandaż na barku Tristana. Uśmiechnął się paskudnie, gdy chłopak jęknął z bólu.

- Nic ci nie będzie. Chyba. - Chwycił Arborianina za podbródek i poruszył jego głową w jedną i w drugą stronę. Następnie uniósł jego rękę i puścił, patrząc jak bezwładnie opada. - Narkotyk wkrótce przestanie działać, ale i tak nigdzie się stąd nie ruszysz. Sporo mnie kosztowało, żeby cię tu sprowadzić.

Tristan przyglądał się twarzy mężczyzny, drżąc na całym ciele. Coś mu nie pasowało. Odsłonięte ucho było lekko spiczaste, a oczy miały barwę błękitnoszarą zamiast typowego ciemnego brązu albo koloru zakrzepłej krwi.

- Tak, masz rację, jestem tylko w połowie Zathrai - odparł mężczyzna, jakby czytał w jego myślach. - Ale może powinienem pójść w ślady ojca i zrobić sobie talizman z twoich kości... - Z pochwy przy pasie wyciągnął zakrzywiony nóż i zaczął go obracać w dłoni. - Takie piękne drobne kości... - Przystawił ostrze do gardła Tristana, a potem przesunął je po obojczyku, oblizując przy tym wargi. - Powiedziano mi, że mam dostarczyć cię żywego, ale nikt nie wspomniał, że nie mogę się trochę zabawić.

Arborianin poczuł, że zaczyna go mdlić, a serce wali jak oszalałe. Zathrai wodził ostrzem noża po jego ciele, zimna stal zatrzymała się na podbrzuszu.

- Proszę... Nie... - Tristan czuł ucisk w gardle.

- Jeśli będziesz grzeczny, to nie zaboli tak bardzo. A może ci się nawet spodoba?

Zathrai rozpiął sobie spodnie, rozsunął chłopakowi nogi i natychmiast wdarł się w niego.

- Chyba miałeś już w sobie mężczyznę. - Zathrai uśmiechał się lubieżnie. - A może jesteś zwykłą dziwką? Ale ja dogodzę ci lepiej. - Mocno chwycił nogi Tristana, unosząc mu biodra i pchnął z całej siły. Ponawiał pchnięcia, sapiąc i odsłaniając zęby w złośliwym uśmiechu.

Tristan zamknął oczy, łzy spływały mu po twarzy, a palący ból pulsował w lędźwiach. "Zabij mnie", prosił w myślach. "Błagam, niech to się już skończy." Zathrai zacisnął dłoń na jego gardle, poruszając biodrami coraz szybciej. Arborianin miał wrażenie, że jego ciało jest rozrywane od środka. Zaczynało mu brakować powietrza, walczył o oddech, jak ryba wyciągnięta z wody, a gdy był na krawędzi utraty przytomności, mężczyzna wreszcie skończył i zwolnił uścisk. Tristan krztusząc się zaczerpnął tchu, a Zathrai odchylił głowę w tył i zaniósł się obłąkańczym śmiechem.

- To było naprawdę dobre! Jesteś lepszy niż wiele kobiet, które miałem. Może jeszcze poużywam twojego ciała, a kiedy tamci z tobą skończą, zostawią mi te śliczne kosteczki i już zawsze będziesz przy mnie. - Pochylił się i zlizał łzę z twarzy chłopaka, po czym wstał, podrzucił w dłoni nóż, zapiął spodnie i opuścił pomieszczenie, wciąż się śmiejąc.

Tristan drżał, przełykając gorzkie łzy. Powoli odzyskiwał panowanie nad swoim ciałem, chociaż każdy ruch był torturą. Skulił się na zimnej podłodze. Wolałby umrzeć niż zostać zabawką tego pół-Zathrai. A jeśli czeka go los jeszcze gorszy, tym bardziej pragnął śmierci. Nie miał już złudzeń. Ten mężczyzna lubował się w zadawaniu cierpienia.

photo by Parsa Mir @ Unsplash

9 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2_Post
bottom of page