top of page
  • Zdjęcie autoraAnka Mazovshanka

Łzy Złotego Księżyca, rozdział 7 (18+)

W tawernie panował gwar i zaduch, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Najważniejsze, że nikt nie zwracał uwagi na stolik w kącie i siedzącą przy nim parę. Mężczyzna postukał palcem w szklankę. Zamówił piwo, ale nie tknął trunku.

- Nie możesz oczekiwać, że będę miał wszystkie dane w tak krótkim czasie. - W jego głosie dało się słyszeć irytację, choć starał się nie ujawniać emocji.

- Zbyt długo już się to ciągnie. Oczekujemy rezultatów, a nie jakichś mrzonek. - Siedząca na przeciwko kobieta odsunęła na bok kielich z winem. Jej głos brzmiał szorstko i metalicznie. Najwyraźniej korzystała z urządzenia maskującego. Jeśli posuwała się aż do takiej ostrożności, sprawa musiała być najwyższej wagi.

Mężczyzna wpatrywał się w spowitą w czerń postać. Kaptur i półmrok panujący w tawernie skrywały jej oblicze, do tego nosiła rękawiczki, tkaniny były jednak najlepszego gatunku, więc zapewne zajmowała wysokie stanowisko. Pieniądze i władza szły w parze.

- Może twój pracodawca powinien sam wziąć się do roboty, skoro mu się tak spieszy - rzucił mężczyzna.

Zaciśnięta w pięść dłoń kobiety wystrzeliła w górę, ale zdołała się opanować, zanim uderzyła w stół. To by niepotrzebnie przyciągnęło uwagę.

- Nie będę tolerowała impertynencji! Ostrzegam cię, jeśli do czasu kolejnych żniw nie otrzymam satysfakcjonującej odpowiedzi, nici z naszej umowy. - Wstała, poprawiła otulający ją płaszcz i pewnym krokiem skierowała się ku tylnemu wyjściu.

Mężczyzna westchnął, zaklął pod nosem, sięgnął po szklanicę piwa i wypił wszystko duszkiem. Naciągnął głębiej kaptur kurtki, zgarbił się, wcisnął ręce w kieszenie, a potem ruszył do wyjścia. Idąc ulicą, zerkał w stronę okrętu cumującego w porcie. Miał nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy szukać go w takim miejscu.


Doktor Alonzo zmarszczył brwi, patrząc na leżącego na koi Arborianina. Na nagim ciele widocznych było tylko kilka siniaków. Środek na sen jeszcze działał, więc mógł spokojnie go zbadać. Kiedy wolno przesuwał nad nim dłonią w rękawicy, czujniki rejestrowały wszystkie funkcje życiowe. Cichy szmer przeszedł nagle w wyraźny zgrzyt. Darius wpatrzył się w ciąg cyfr na wyświetlaczu. Niemożliwe! A jednak. Przesunął jeszcze raz dłonią ponad piersią Tristana. Ten sam odczyt. Wyniki były z całą pewnością zaskakujące. Doktor zdjął rękawicę i odchylił się na oparcie fotela.

- To by znaczyło, że... - mruknął sam do siebie. Jeszcze raz spojrzał na twarz śpiącego. Musiał przyznać, że niezwykła uroda Arborianina zrobiła na nim wrażenie. Może był odrobinę za chudy, ale nawet mu to pasowało. Zresztą czemu miałby nie skorzystać, skoro chłopak oddawał mu się bez mrugnięcia okiem.

Doktor schował skaner do zamykanej na klucz szafki i usiadł na brzegu łóżka. Polizał palec i zaczął pocierać nim sutek chłopaka. Tristan stęknął, obrócił głowę, a jego oddech przyspieszył. Darius uszczypnął go boleśnie, a wtedy Arborianin otworzył oczy.

- Dzień dobry.

- Która jest godzina? - spytał Tristan, przecierając oczy.

- Odpowiednia na trochę przyjemności, prawda? - Darius zsunął dłoń na krocze młodego mechanika.

- Tak... - Odpowiedź Tristana brzmiała bardziej jak przeciągłe westchnienie. Miał zamiar wstać, ale poczuł, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa, a mięśnie ud zaczynają drżeć. Darius poruszał dłonią coraz szybciej. Tristan opadł z powrotem na posłanie, dysząc ciężko. Rozsunął nogi szerzej. Był teraz niewolnikiem własnych zmysłów, a te błagały o więcej.

Doktor Alonzo patrzył jak Arborianin przygryza wargę, jak unosi biodra, patrzył na jego falującą pierś i zaciśnięte na prześcieradle palce. Spragnione ciało Tristana spijało każdą kroplę rozkoszy. Wreszcie z gardła wyrwał mu się stłumiony jęk, a Darius poczuł na dłoni lepką wilgoć.

- Przepraszam - szepnął chłopak.

- To za mało. - Doktor wstał, rozpiął sobie spodnie, chwycił Tristana za włosy i przyciągnął jego twarz do swego krocza. - Tak, właśnie tak... Jesteś w tym coraz lepszy. - Przymknął oczy, rozkoszując się dotykiem ust Arborianina. Pomyślał, że byłoby naprawdę szkoda, gdyby nie udało mu się wrócić na Chmurołapa. - Dość. - Darius popchnął Tristana na łóżko, klęknął między jego nogami i wszedł w niego bez cienia delikatności. Rytmicznie poruszał biodrami, za nic mając ciche jęki i paznokcie wbijające mu się w skórę pleców. Czując wciąż narastające podniecenie, przytrzymał chłopaka przy sobie, a drugą ręką zgarnął z biurka notatki. Posadził go na blacie, zmuszając, by jeszcze bardziej rozsunął nogi. Giętkie, wilgotne od potu ciało Tristana wiło się z rozkoszy. Głębiej, mocniej, szybciej. Chłopak znów doszedł i musiał zacisnąć zęby na swojej dłoni, by powstrzymać krzyk, ale doktor nie przerywał słodkich tortur. Gdy Tristan był pewny, że więcej już nie zniesie, poczuł jak ciepła wilgoć rozlewa się w jego wnętrzu, a ciało Dariusa nieruchomieje. Przez chwilę obaj uspokajali oddechy.

- Możesz wracać do swoich obowiązków. - Doktor przerwał ciszę. - Jesteś w świetnej kondycji. Miałeś dużo szczęścia, nawet jeśli był to tylko błąd w protokole maszyny.

- Błąd... - powtórzył wolno Tristan. - Sprawdzałem wszystko setki razy!

Darius wzruszył ramionami.

- To już twoja działka. Mnie interesują wyłącznie sprawy medyczne. - Doktor Alonzo zapiął spodnie, włożył okulary i zaczął zbierać rozrzucone po podłodze zapiski.

Tristan z trudem wstał i powlókł się w stronę łazienki. Ból w dolnej połowie ciała nieco utrudniał poruszanie się, ale był to przyjemny rodzaj bólu.


Była już późna pora, lecz Tristan nadal analizował wszystkie dane pobrane z Mekantisa. Do czasu znalezienia usterki ta maszyna została wyłączona z użytku, jednak mechanik zaczynał wątpić, czy uda się znaleźć jakiekolwiek racjonalne wyjaśnienie tego, co się stało. Kiedy zaczep uprzęży pękł, a Chmurołap musiał jak najszybciej obniżyć pułap, nikt nie wysłał Mekantisa. Nikt nawet nie pomyślał o aktywowaniu machiny bojowej. Bosman wydał rozkaz pochwycenia Tristana siecią energetyczną, którą łowili stellenity. Mekantis poderwał się jednak do lotu wcześniej, a blokady zaczepów zwolniły się automatycznie. Arborianin widział, jak maszyna podlatuje na tyle blisko, by mógł uchwycić się jej ramienia. Osłona kokpitu otworzyła się, a Tristan zaczął z mozołem piąć się po metalowej konstrukcji. Wiedział, że tylko moment dzieli go od śmierci. Gdyby nie zdołał dotrzeć do kabiny i zamknąć osłony, spłonąłby w atmosferze.

- Zupełnie nic tutaj nie ma - mruknął Tristan, marszcząc brwi. Od dłuższego czasu wpatrywał się w wyświetlane na ekranie kolumny cyfr i symboli. Dla pewności wpisał w kod dodatkowe zabezpieczenia, po czym odłączył czytnik od maszyny. - Bądź grzeczna, dobrze? - Dotknął podobnego do wielkiego metalowego owada Mekantisa. Jakby w odpowiedzi, dolna część przejrzystej osłony kokpitu rozbłysła szeregiem danych i zaraz zgasła. - Będę mieć kłopoty - szepnął, kręcąc smutno głową.

Kapitan Alvaro wciąż nie udał się na spoczynek. Gdy tylko Tristan zamknął za sobą drzwi, mężczyzna wstał zza biurka i uściskał swego przybranego syna.

- Napędziłeś mi niezłego stracha! - rzekł karcącym tonem, zaraz jednak odchrząknął i przybrał postawę zwierzchnika oczekującego satysfakcjonującej odpowiedzi od podwładnego. - Jaki jest status Mekantisa?

- Jest w pełni sprawny, sir. Niestety nie znalazłem jednoznacznego wyjaśnienia przyczyny usterki. System autonomiczny na wypadek utraty przytomności przez pilota także działa prawidłowo. Najpewniej zbyt silne pole magnetyczne zakłóciło funkcje komputera pokładowego. Uaktualniłem oprogramowanie i wzmocniłem zabezpieczenia. Taka sytuacja już się nie powtórzy, sir. - "A przynajmniej mam taką nadzieję", dodał w duchu.

Kapitan pokiwał głową i splótł ręce za plecami.

- Dobrze. Możesz wrócić do swojej kajuty.

- Dziękuję, sir.

zdjęcie ze strony Unsplash

29 wyświetleń4 komentarze

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2_Post
bottom of page