top of page
  • Zdjęcie autoraAnka Mazovshanka

Łzy Złotego Księżyca, rozdział 6

Zaktualizowano: 8 paź 2023

To była wyjątkowo piękna i ciepła noc. Tristan stał na pokładzie Chmurołapa, ciesząc się wiatrem owiewającym jego ciało. Słoneczne żagle zwinięto jakieś dwie godziny temu i teraz friggar szedł bajdewindem, mozolnie wspinając się coraz wyżej. Kapitan Alvaro przez całe popołudnie marszczył brwi i nerwowo pocierał bliznę na podbródku. Dopiero gdy Chmurołap znalazł się daleko poza Oceanem Breth, mężczyzna nieco się uspokoił. Wyszli z portu z kilkudniowym opóźnieniem, naprawa przeciągnęła się, mimo iż ludzie i maszyny pracowali bez wytchnienia za dnia i po zmroku. Teraz wreszcie żeglowali w przestworzach, a Tristan z przyjemnością wsłuchiwał się w cichy pomruk pracujących silników pomocniczych. Okręt był dla niego niemal żywym organizmem, znał na pamięć schemat budowy nawet najdrobniejszego przyrządu. Czasem friggar miewał swoje fanaberie, niczym kapryśna dama wymagająca całkowitego poświęcenia od swego pazia, ale Tristan wiedział jak temu zaradzić. Przede wszystkim jednak młodego Arborianina rozpierała duma, że może służyć na tak wspaniałym okręcie. Chmurołap był jednym z największych friggarów, jakie kiedykolwiek skonstruowano, a do tego na jego pokładzie znajdowały się dwie machiny bojowe klasy Mekantis na wypadek ataku z powietrza i abordażu. Był także w stanie dotrzeć aż do górnej granicy mezosfery, by przechwycić stellenity, zanim spłoną lub uderzą w powierzchnię planety.

Tej nocy musieli zwiększyć prędkość i skorygować kurs, by choć po części nadrobić stracony czas. Tristan liczył w myślach, mierząc częstotliwość, z jaką pojawiały się świetliste smugi na niebie. Tym razem żniwa nie będą obfite, ale jeśli uda im się przechwycić większe okazy, kapitan Alvaro powinien być zadowolony. Kiedy włączyły się główne silniki, a Chmurołap zaczął ostro piąć się w górę, Tristan zszedł do maszynowni, żeby ostatni raz dokonać przeglądu. Gdy tylko wyjdą ze stratosfery, nie będzie czasu na ewentualne poprawki, a każdy najmniejszy błąd może przesądzić o ich życiu albo śmierci. Arborianin osobiście sprawdził wszystkie zawory, uszczelnienia i wskaźniki. Pochwalił swoich dwóch asystentów. Z początku nie podobało im się, że będą otrzymywać polecenia od kogoś sporo młodszego, jeśli przeliczyć wiek Tristana na ludzki. Jednakże wiedza i umiejętności Arborianina wywarły na nich tak wielkie wrażenie, że szybko zyskał ich szacunek. W miarę jak Chmurołap nabierał wysokości, czuć było rosnące podniecenie członków załogi. Przechwytywanie stellenitów zawsze wyzwalało więcej emocji niż ściganie ich w niższych partiach atmosfery.

- No, mała, spisz się. - Tristan poklepał pęk grubych rur, które doprowadzały paliwo do silników. Poczuł drganie pod stopami i wiedział, że właśnie osiągnęli pożądany pułap.

Przy drzwiach maszynowni zapaliła się niebieska lampka, a po chwili całym okrętem lekko zakołysało. Wystrzelona z działa sieć energetyczna musiała właśnie pochwycić spadającą gwiazdę. Jeszcze jeden wstrząs i jeszcze jeden. Mężczyźni znajdujący się w maszynowni już zacierali ręce, gdy nagle okręt zaczął się przechylać. Stalowy klucz zsunął się z blatu, na którym leżały schematy i z brzękiem spadł na podłogę.

- Co jest? - Jeden z mężczyzn poderwał się ze swego miejsca i zaczął nasłuchiwać.

- Coś jest nie tak - odparł Tristan. Zanim dopadł do drzwi, te otworzyły się z impetem i stanął w nich Merrick, świeżo mianowany młodszy oficer.

- Trafił nas spory odłamek, który przebił się przez osłonę - wydyszał mężczyzna. - Uszkodził poszycie lewego silnika manewrowego. Jeśli zaczniemy schodzić niżej...

- Wiem - przerwał mu Tristan. - Przegrzeje się albo spłonie. - Rzucił szybkie spojrzenie jednemu z asystentów. - Demir, miej na wszystko oko. Idę! - Nie czekał na odpowiedź. Trzasnął drzwiami i pognał prosto do śluzy. Czekał już na niego zaniepokojony bosman.

- Taki drobiazg nas nie powstrzyma, prawda? - Mężczyzna rzucił pytanie pozornie lekkim tonem, ale w głosie dało się wyczuć napięcie.

- Nie powinien, ale pewien będę, gdy zobaczę uszkodzenie - odparł Tristan, wkładając skafander i hełm.

- Powodzenia! - Bosman podał Arborianinowi małą walizkę z narzędziami.

Tristan skinął głową, zamknął wewnętrzne drzwi śluzy i przypiął linę od uprzęży skafandra do zaczepu przy włazie. Odetchnął głęboko, zanim wyszedł na zewnątrz. Wiedział, że musi zachować ostrożność i skupienie. Przeszedł po wąskim pomoście i wychylił się poza barierkę. Osłona silnika była wyraźnie pęknięta, a co gorsza pęknięcie wciąż się powiększało, gdy ciśnienie odrywało kolejne odłamki ochronnej powłoki. Tristan wolno opuścił się w dół, stanął na niewielkim podeście, a potem umocował walizkę z narzędziami. Musiał działać szybko. Pewnie chwycił przyrząd w kształcie pistoletu i metodycznie zaczął nakładać spoiwo. Kątem oka dostrzegł przelatującą niedaleko gwiazdę, starał się jednak skupić na pracy. Gdy skończył, przyszedł czas na pokrycie załatanego pęknięcia stellmatem, niezwykle wytrzymałym tworzywem. Najpierw jedna warstwa, potem druga. Stwierdziwszy, że wszystko zostało dobrze uszczelnione, szykował się do powrotu, ale w tej chwili obok Chmurołapa przeleciał kolejny stellenit, ciągnąc za sobą strumień jasnego, gorącego pyłu. Tristan zachwiał się, próbował jeszcze złapać uchwyt przy podeście, lecz poleciał w dół. Zawisł na naprężonej linie, a szarpnięcie było na tyle gwałtowne, że na moment pociemniało mu przed oczyma. Chwycił linę, chcąc się podciągnąć. Chmurołap jednak zaczął już wyrównywać lot, a Tristan poczuł kolejne szarpnięcie. Zaczep uprzęży pękł, lina wyśliznęła się z rąk. Arborianin zobaczył jeszcze, jak bosman Ragan wrzeszczy na kogoś, kto stał dalej od okna. Zbyt wiele stellenitów krążyło w przestrzeni i Tristan wiedział, że Chmurołap musi zejść niżej, żeby nie zostać staranowanym przez rój. A więc dla niego nie było ratunku. Ryzyko było wpisane w jego zawód, ale nie sądził, że koniec nadejdzie tak szybko i w ten sposób. Czy na pewno? Coś błysnęło odbitym światłem księżyca. Coś zbliżało się do niego, powoli wytracając prędkość. Rozpoznał zakrzywione sierpowato mechaniczne ramiona przywodzące na myśl odnóża modliszki. Kokpit był pusty. Może nie wszystko było stracone. Jeśli tylko da radę dostać się do środka...

(zdjęcie ze strony Unsplash)

24 wyświetlenia6 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2_Post
bottom of page