top of page
  • Zdjęcie autoraAnka Mazovshanka

Łzy Złotego Księżyca, rozdział 4 (18+)

Zaktualizowano: 15 wrz 2023

Poruszył zdrętwiałymi palcami. Wystarczy jeszcze dokręcić śrubę i włożyć na miejsce ogniwo zasilające. Uf, skończone. Tristan otarł pot z czoła i odłożył narzędzia. Poklepał czule stalowy korpus działa.

- Dobrze się dziś spisałaś. - Pod palcami wyczuł delikatne drgania, jakby maszyna odpowiadała na pochwałę.

Chmurołap wyszedł zwycięsko z niejednego starcia z pirackimi okrętami. Tak było i tym razem, choć momentami wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna. Kiedy wrogie pociski rozorały lewą burtę, a odłamek poważnie uszkodził tylne działo, Chmurołap zaczął tracić wysokość. Kapitan musiał podjąć ryzykowną decyzję. Szalejąca pod nimi burza dawała nadzieję na odzyskanie przewagi. Swego czasu Tristan zaprojektował działo gromadzące i wykorzystujące energię piorunów. Dzisiejszy dzień był sprawdzianem dla nowej technologii. Szansa, że trafią przy tak słabej widoczności była jak jeden do stu, ale się udało. Chmurołap bezpiecznie dotarł do portu w Valandee, gdzie po opatrzeniu rannych członków załogi zabrano się do napraw. Jeden z mechaników pomachał do Tristana, na co Arborianin skinął głową i uniósł w górę kciuk. Kadłub będzie wymagał dalszych napraw, więc Chmurołap został uziemiony na kilka dni. Tristan uporał się z najpoważniejszym uszkodzeniem w zaledwie sześć godzin, ale przez cały ten czas był tak bardzo skupiony na pracy, iż zupełnie zapomniał o głodzie. Teraz mógł wreszcie odpocząć i zjeść zasłużony posiłek. Zabrał skrzynkę z narzędziami i skierował się do mesy. Traktował okręt jak swój dom i nawet gdy Chmurołap cumował w porcie, rzadko schodził na ląd. Ukradkowe spojrzenia przechodniów wytrącały go z równowagi. Jedni patrzyli nań z nieskrywaną ciekawością, inni zaś ze współczuciem kiwali głowami. "Biedna istota, jaki straszliwy los spotkał jego lud!", zdawały się mówić ich oczy. Tak, przeżył piekło, ale nie miał ochoty, by stale mu o tym przypominano. Obrazy umarłych i konających będą go prześladowały do końca życia.

Przyspieszył kroku, czując narastający ból głowy. Zamknął się w swojej kajucie i skulił na koi. Ból przybrał na sile, aż oblał go zimny pot. Zacisnął powieki, ale umysł bezlitośnie podsuwał mu wizje pełne przemocy. Krew, krew na rękach i ogień liżący strzępy ubrania. Swąd palonego ciała, krzyki i twarze wykrzywione grymasem cierpienia. Olbrzymie kruki ucztujące na trupach. Tristan walczył o każdy oddech, jak ryba wyciągnięta z wody, całym jego ciałem wstrząsały dreszcze. Zacisnął szczęki na własnej dłoni, by powstrzymać krzyk. Drugą ręką udało mu się wymacać fiolkę lekarstwa, którą zawsze trzymał pod poduszką. Prawie rozsypał pigułki zanim udało mu się wcisnąć dwie pod język. Kiedy się rozpuściły, napięcie mięśni zaczęło powoli ustępować. Ból zelżał i znów mógł normalnie oddychać. Wiedział, że atak wkrótce minie, niepokojące było jednak to, że zdarzały się częściej niż zwykle. Może potrzebował silniejszych leków. Postanowił w drodze do mesy odwiedzić doktora Alonzo.

Zastał lekarza jak zwykle pochylonego nad biurkiem zasłanym różnymi papierami i buteleczkami z tajemniczą zawartością.

- Witaj, Tristanie! Miałem nadzieję, że do mnie zajrzysz. - Mężczyzna rozpromienił się na widok Arborianina. - Czy znów miałeś atak?

Tristan kiwnął głową, przygryzając wargę.

- Siadaj i opowiedz co cię trapi. - Doktor wskazał wygodny fotel, wyjął z szafki puszkę ciastek i położył na stoliku.

Tristan ciężko opadł na obite zielonym pluszem siedzisko. Zupełnie przeszła mu ochota na jedzenie.

- Znów widziałem te twarze we krwi... - rzekł wolno. - To wspomnienia. Ale to nie wszystko...

- W porządku, wyrzuć to z siebie. - Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie. Tristan musiał przyznać, że doktor Darius Alonzo był bardzo przystojny. Prawie dorównywał mu wzrostem, choć Tristan był wysoki nawet jak na Arborianina. W szczupłej twarzy o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych wyróżniały się głęboko osadzone, intensywnie zielone oczy, ukryte teraz za szkłami staromodnych okularów w drucianej oprawce. Długie włosy były tak jasne, że niemal białe. Nosił je związane na karku, ale niesforne kosmyki wymykały się i opadały na skronie.

- Czasem wydaje mi się, że słyszę głos. Nie, różne głosy. Wołają mnie. Towarzyszą im emocje. Niekiedy jest to gniew, strach, rozpacz. Innym razem pragnienie, nadzieja, ekscytacja. Czuję, jakby mnie przyciągały i być może potrafiłbym określić kierunek, w którym powinienem się udać. Czy są prawdziwe, czy to tylko wytwór mojej wyobraźni?

- Chciałbym móc odpowiedzieć na to pytanie. - Doktor potarł podbródek w zamyśleniu. - Niestety nie znam się na arboriańskiej fizjologii, ale zdążyłem zauważyć, że odczuwasz wszystko intensywniej niż inne rozumne istoty. Nie zdziwiłbym się, gdybyś rozwinął w sobie dar empatii czy telepatii. Jeśli chcesz, dam ci silniejsze leki. A teraz, czy pozwolisz, że cię zbadam?

Tristan westchnął i skinął głową. Podniósł się, a doktor nałożył naszpikowaną czujnikami rękawicę. Kiedy wolno przesuwał dłonią przed ciałem Tristana, mała czarno złota skrzynka stojąca na biurku zaczęła terkotać. Komputer rejestrował wszystkie dane, by lekarz mógł je potem zinterpretować.

- Dość na dziś. - Mężczyzna odłożył rękawicę. - Jestem pewien, że wkrótce będę mógł lepiej zaradzić twoim problemom. - Zdjął okulary i wsunął do kieszeni kitla. - Przejdźmy do przyjemniejszej części terapii. - Zmrużył oczy i położył dłoń na ramieniu Tristana.

Chłopak zadrżał pod wpływem tego dotyku. W obecności doktora stawał się dziwnie uległy. Zaczął rozpinać guziki swojego roboczego kombinezonu. Stał przez chwilę nagi, czując na sobie wzrok mężczyzny. Wreszcie doktor Alonzo zbliżył się i dotknął ustami jego szyi.

- Darius...

- Ani słowa! - wysyczał mu wprost do ucha.

Tristan przygryzł wargę. Doktor popchnął go na koję. Obsypywał go żarliwymi pocałunkami, jednocześnie zrzucając z siebie ubranie. Serce Tristana waliło jak oszalałe. W tej chwili potrafił myśleć tylko o jednym: "tak! weź mnie! jestem twój!". Czuł usta mężczyzny wytyczające ścieżkę wprost do tego jedynego miejsca. Wyrwał mu się głośny jęk, gdy język Dariusa musnął twardy organ. Pieszczoty stawały się intensywniejsze. Paznokcie doktora boleśnie wpiły się w ciało Tristana. Chłopak zacisnął palce na zmiętym prześcieradle. "Błagam! Już dłużej nie wytrzymam!" Pozwolił sobie tylko na ciche westchnienie. Darius nie lubił hałasu, kiedy uprawiali seks. Chłopak zasłonił twarz dłońmi, starając się zapanować nad wzbierającą falą rozkoszy. Doktor obrócił go na brzuch i wtargnął w niego brutalnie, zmuszając do przyjęcia dość niewygodnej pozycji z ręką unieruchomioną za plecami. Tristan czasem zastanawiał się skąd brała się ta siła, szorstkość i pasja, ponieważ mężczyzna na co dzień wydawał się uosobieniem łagodności. Teraz wbijał się w niego tak bezlitośnie, że Tristan doszedł niemal od razu i wiedział, że dojdzie jeszcze wiele razy, zanim Darius osiągnie spełnienie.

Wszystko wirowało mu przed oczami, gdy w jakiś czas potem leżał w wilgotnej pościeli, a lędźwie pulsowały słodkim bólem. Nie przeszkadzało mu, że z tych miłosnych starć wychodził zawsze posiniaczony, liczyło się tylko to, że pozwalały mu na chwilę zapomnieć o makabrycznych wizjach i głosach w jego głowie.

Darius siedział w fotelu z kieliszkiem wina w dłoni. Na jego twarzy malowało zadowolenie. Wyglądał jak kot, który zaraz zacznie mruczeć. Nie, raczej jak pantera. Skąd Tristanowi przyszło do głowy takie porównanie? Przecież pantery to niebezpieczne zwierzęta.

- Zdrzemnij się - powiedział doktor. - Przyniosę ci coś do jedzenia.

- Dziękuję. - Tristan zamknął oczy. Zdecydowanie przyda mu się odrobina snu. Snu bez koszmarów, tego właśnie potrzebował.



37 wyświetleń5 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2_Post
bottom of page