top of page
  • Zdjęcie autoraAnka Mazovshanka

Łzy Złotego Księżyca, rozdział 2

Artemis szybko przyzwyczaił się do głosu Pon-Pon w swojej głowie, gdyż ta przez całą podróż friggarem narzekała na co tylko mogła. Chłopak nieczęsto miał okazję podziwiać świat z pokładu okrętu powietrznego, toteż większość czasu spędził z nosem przy szybie w przeszklonym przedziale pasażerskim, próbując ignorować zrzędzenie lamukhi zamkniętej w specjalnej zagrodzie przy ładowni. Przemierzające przestworza okręty zwane friggarami mogły osiągać doprawdy imponujące rozmiary. Ten był zaledwie średni, ale i tak zrobił na Artemisie spore wrażenie. Kiedy nie uczestniczyły w Żniwach Złotego Księżyca, okręty przewoziły pasażerów i towary wszelkiego rodzaju. Razem z Artemisem podróżowało trzech kupców oraz mały oddział gwardzistów zmierzający ku posterunkowi przy granicy. Chłopak czuł na sobie ciekawskie spojrzenia. Najwidoczniej część z pasażerów nigdy nie widziała Arborianina. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu jego lud - ci, którzy przeżyli pogrom - rozproszyli się po lądach Quintii.

Około południa Artemis i Pon-Pon zeszli z pokładu w mieście D'Armaly i od razu skierowali się ku mniej uczęszczanej drodze prowadzącej na obrzeża. Coraz rzadziej napotykali budynki mieszkalne, wokół rozciągał się step, wiatr unosił nasiona traw. Gdy droga stała się bardziej kamienista, a teren zaczął łagodnie opadać, zobaczyli ruiny okazałego niegdyś domu. Stara mapa sprzed wieków wskazywała rezydencję jednego z założycieli tutejszej gildii kupców, który u kresu swego życia popadł w niełaskę. Wieść głosiła, że wiekowy jegomość zbierał starożytne manuskrypty i oddawał się tajemnym rytuałom, chcąc znaleźć sposób na pomnożenie swych bogactw. Artemis wątpił, czy tak było w istocie, ale przecież każde stare i opuszczone miejsce ma swoją legendę. Jego samego zresztą wcale nie interesowały drogocenne kruszce czy kunsztownie zdobione przedmioty, których jeszcze nie rozkradli szabrownicy. Przybył tu w poszukiwaniu starych ksiąg, które mogły się okazać znacznie cenniejsze od złota i klejnotów.

- Poczekaj przy tym murku, Pon-Pon. - Przekroczywszy próg pozbawionej drzwi willi, Artemis ostrożnie zajrzał do pierwszej izby. Tu musiała znajdować się kuchnia, gdyż na podłodze leżały potłuczone kafle, a na kamiennych blatach można było dostrzec resztki zastawy stołowej. Szedł dalej stąpając po gruzie, kawałkach szkła i zetlałej tapiserii. W północnej części dach zawalił się odsłaniając widok na zarośnięty chwastami ogród. Kręcone schody prowadzące na piętro urywały się w połowie drogi i Artemis już zaczynał głowić się nad sposobem dostania się na górę, gdy dostrzegł strzępy poszarzałych i częściowo pokrytych pleśnią kartek. Zajrzał do kolejnego pomieszczenia. Szczęście jednak mu dopisało, biblioteka znajdowała się na parterze. Całą podłogę zaściełały sterty na wpół przegniłych książek, potłuczonych ceramicznych figurek i połamanych półek. W zniszczonych witrynach pod ścianami wciąż jeszcze tkwiło kilka woluminów. Artemis ruszył ku jednej z ocalałych ksiąg. Nałożył rękawiczki i maskę chroniącą nozdrza przed kurzem, po czym zaczął zdejmować grube pajęczyny z całkiem nieźle zachowanego egzemplarza. Gdy skończył, otworzył książkę i przebiegł wzrokiem tekst. Język nie był mu znany, ale rycina przedstawiała metody szczepienia różanego krzewu, więc musiał to być poradnik ogrodniczy. Podszedł do następnej rozklekotanej i zakurzonej witryny i chwycił książkę w twardej, tłoczonej oprawie. Pod stopą coś się przesunęło, usłyszał ciche kliknięcie, a sekundę później spadał w dół jakimś ciemnym szybem, nie mając nawet czasu pomyśleć, gdzie i jaki czeka go upadek.



36 wyświetleń9 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2_Post
bottom of page