Wbrew tytułowi nie będę dziś pisać o filmie braci Marx, ale o kultowej zabawce lat 80-tych ubiegłego wieku. Kto z was pamięta albo miał małpkę Monchhichi? Ta nieduża maskotka z winylową buzią, dłońmi i stopami, z ciemnobrązowym futerkiem i kciukiem (lub smoczkiem/butelką) pasującym do otworu w pyszczku była wielkim przebojem tamtych lat. Pamiętam, że miałam taką małpkę i z koleżankami, które przynosiły swoje małpki, bawiłyśmy się nimi po zajęciach w szkolnej świetlicy. Niestety moja małpka z dzieciństwa przepadła dawno temu, ale wcale nie było mi jej żal. Wszystko zmieniło się parę tygodni temu. Przy okazji pisania kolejnego artykułu do kwartalnika "Torii" (właśnie o Monchhichi) przypomniałam sobie o maskotce z dziecięcych lat. Nagle zapragnęłam dołączyć małpkę do kolekcji lalek i przedmiotów vintage. Szybko znalazłam ogłoszenie na znanym portalu sprzedażowym i tym sposobem trafiła do mnie małpia dziewczynka z przeszłością.
Wiedziałam, co kupuję, bo zdjęcia dobrze przedstawiały stan zabawki. Małpka była po prostu brudna i miała białą kreskę nad prawym okiem. Poza tym farba częściowo zeszła z nosa i smoczka. Trudno powiedzieć, kiedy małpka została wyprodukowana, choć na metce widnieje napis "1974-1999 Sekiguchi". Monchhichi Mattela na licencji Sekiguchi po 1980 roku miały wytłoczony napis na podeszwie lewej stopy, a u mojej żadnego napisu nie ma. Wyprodukowano ją w Chinach na rynek niemiecki, bo oprócz "made in China" na metce mamy też napis "Hermann Schneider Int'l Marketing (...) Germany", więc może te niemieckie napisów nie miały. Zaraz po przybyciu małpka poszła do spa i wcale nie musiała walczyć z ukropem jak bohaterka znanego wiersza Aleksandra Fredry "Małpa w kąpieli". Po kąpieli metka stała się niestety prawie nieczytelna, a plamy ze śliniaczka nadal nie zeszły. Za to futerko ładnie się uprało, dodatkowo je wyszczotkowałam. Biała kreska zeszła bez problemu z pomocą zmywacza do paznokci, a ubytki w malunku naprawiłam farbą akrylową. Monchhichi wygląda teraz prawie jak nowa. Otrzymała imię Mimi i wkrótce doczekała się braciszka o imieniu Riki. Braciszek ma niecodzienny, zielony kolor futerka symbolizujący herbatę matcha i jest zupełnie nowy (firmowa nazwa to Monchhichi Matcha Boy). Drugą małpkę kupiłam idąc za ciosem i pod wpływem impulsu, w końcu Monchhichi to małpie bliźnięta. Herbaciana małpka przyszła bez pudełka, w foliowym opakowaniu, ale dołączony był do niej stojak. Na lewej stopie wytłoczone jest logo "Monchhichi", a metka zawiera napis "A gift from Angel" oraz numer (seryjny?). Chłopczyk także wyprodukowany został w Chinach, ma jednak krótsze ręce niż małpka vintage. Mimi jest wszędobylska, trochę roztargniona i beztroska, za to Riki jest spokojniejszy od siostry i nieco nieśmiały. Jeśli zaś o małpki chodzi, to może pamiętacie też wiersz Jana Brzechwy "Małpa" albo książeczki o małpce Fiki-Miki z tekstem Kornela Makuszyńskiego i ilustracjami Mariana Walentynowicza. Chociaż za prawdziwymi przedstawicielami małpiego gatunku nie przepadam, to do Monchhichi pozostał mi sentyment. Moje małpki zdążyły się już u mnie zadomowić. Mimi pewnie wymyśli jakąś psotę, a Riki napije się ze mną zielonej herbaty.